niedziela, 9 marca 2014

Rozdział szósty



Jeszcze nigdy przedtem nie czuła takiej melancholii. Sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną – czas mijał, ale nie odczuwała jego upływu. Wszystko było takie samo, tylko wskazówka zegarka nieznacznie posuwała się do przodu. Miała wrażenie, że za chwilę zatrzyma się i już nigdy nie ruszy. Kręciła się wokół tarczy, tak jak rutynowo powtarzane czynności i jej myśli, nieubłaganie zataczające koło wokół jednej, niedającej spokoju sprawy.
Z pozoru wszystko było dobrze. Budziła się, myła, jadła, oglądała telewizję, chodziła po domu… To jednak nie było to samo, co wcześniej. Jej pokój nie był już alegorią spokoju i miejscem ucieczki. To tylko cztery ściany. Nic więcej. Czuła, jakby z każdą chwilą coraz bardziej zbliżały się do siebie i zamykały ją w pułapce. Wariuję – myślała.
Zadawała sobie miliony pytań, prowadząc monologi z samą sobą: Po co biorę do ręki książkę, skoro moje oczy nawet się nie poruszają? Po co włączam telewizor, skoro albo patrzę na meble, albo zamykam uszy na dopływające do mnie dźwięki? Widzę poruszające się postacie. Mówią coś, ale co? Zaraz, czy to ważne? To nie jest życie. To tylko plastikowe scenariusze, jakie pisze się pod publikę. Co oni wszyscy mogą wiedzieć o prawdziwych problemach? Oni tylko grają to, za co mają płacone. To takie sztuczne i pozbawione sensu. Mam ochotę rzucić pilotem w ekran. Właściwie… Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam? To tylko telewizor. Nie ma żadnej  wartości.
Ale nie rzuciła nim. Podobnie jak nie zrobiła niczego, by wyrwać się z otępienia i marazmu. Po prostu żyła, a raczej egzystowała, czekając na jakikolwiek zwrot w lepszym kierunku. Gdy wyszła ze szpitala, zaczęły się wakacje. Teraz wszyscy wyjeżdżali, bawili się i korzystali z lata. Ona siedziała sama, jakby widok pokoi, które znała już na pamięć, miał zainspirować ją i sprawić, by odnalazła sens w rutynie i nieprzespanych nocach. Nie mogła spać, nie mogła nie spać, nie mogła oddychać, nie mogła wytrzymać bezdechu.
Czasami jakiś niuans wyrywał ją z letargu. Wówczas wpadała w furię. Uderzała pięściami o ścianę, o głowę, o nogi, o wszystko, co znajdowało się w zasięgu ręki. Nie zależało jej już na niczym. Ani na sobie, ani na tych przedmiotach, teraz tak totalnie bezwartościowych. Po co gromadzić? Po co, skoro radość z gromadzenia jest tak ulotna i znika, gdy pojawiają się problemy, z którymi nie poradzi sobie żaden, nawet najgrubszy, plik banknotów?  – pytała, nigdy nie znajdując odpowiedzi.
Nienawiść przepływała wówczas przez jej żyły i paliła tak mocno, że nie potrafiła poradzić sobie z bólem. Nienawiść do przeszłości zdawała się być najgorsza, bo jak jej ulżyć? Miała się zabić? Jak, kiedy, czym? Była przecież pieprzonym tchórzem, nie potrafiła. 
Straciła obraz rzeczywistości. Kim była? Kim byli jej rodzice? Kiedy ostatnio padało? Co się działo za murami jej domu, który niepostrzeżenie stał się całym jej światem? Czy wszyscy ludzie cierpieli tak bardzo jak ona?

***

 Andrzeju, tak dłużej być nie może – powiedziała matka Zuzy, wpatrując się w zapatrzoną w bliżej nieokreślony punkt córkę.
– Mówiłem ci to już dwa tygodnie temu.
– Sądziłam, że terapie cokolwiek pomogą. Doktor Igor mówił, że powinna poczuć się po nich lepiej. A ona nic. Kompletne nic. Straciliśmy dziecko.
– Powinnaś być teraz silna. Jeśli ty się poddasz…
– Silna? Mam być silna? Próbowałam już chyba wszystkiego, ja… ja już nie mogę… – To mówiąc, czterdziestodwuletnia kobieta rozpłakała się jak dziecko i wpadła w ramiona męża.
– Cii, spokojnie  próbował uspokoić ją nieco zdezorientowany mężczyzna. Nigdy nie był dobry w kwestii pocieszania.
– Co teraz? Dlaczego nic się nie zmieniło, skoro ten… ten potwór został złapany?
– Przecież słyszałaś, co mówił. Nigdy w życiu nie wyczułem u nikogo takiego jadu. Boję się o nią. On naprawdę może chcieć zemsty.
Pani Ewa zamyśliła się. Słyszała o przypadkach, gdzie zbrodniarze wychodzili z więzienia na skutek wpłacenia ogromnych kaucji bądź rzekomego dobrego sprawowania i mścili się na swoich donosicielach. Usilnie starała się wierzyć, że to tylko jej wyobraźnia, przyjemnie połechtana milionem obejrzanych filmów kryminalnych, płata jej figle.
– Jest w więzieniu. I prędko nie wyjdzie. Ona potrzebuje czasu.
– Tak, to na pewno. Nie sądzę, by była w stanie wrócić do tej szkoły i do miejsc, gdzie…  – urwał, nie chcąc dotykać najbardziej raniących go kwestii.
– Uważasz, że powinniśmy przenieść ją do innego liceum?
– Nie wiem, czy to wystarczy.
– Co masz na myśli?
– Wydaje mi się, że ta sytuacja wymaga drastyczniejszych rozwiązań – powiedział zagadkowo tonem urywającym rozmowę.
Wyswobodził się z objęć żony, chwycił z komody paczkę papierosów, wyjął jednego i wyszedł z domu, nie mówiąc ani słowa. Potrzebował samotności i wielu przemyśleń. Tylko tego jednego był pewien – ta sytuacja ZDECYDOWANIE wymagała drastyczniejszych rozwiązań.


__________________________________________________

WIEM, NAWALAM. Krótko, za to po długim czasie. Niestety, ale musicie mi to wybaczyć, w moim życiu ostatnio wiele się dzieje.
To nie pamiętnik, lecz w zasadzie dlaczego miałabym nie podzielić się tym z Wami? Pierwszą rzeczą, jaką żyję od kilku tygodni jest koncert Fokusa, na który udało mi się pójść. :) Druga to trzydniowy wyjazd do Wrocławia, który czeka mnie w czwartek. Trzecia - wygrana w konkursie, który był dla mnie ważny. Czwarta, piąta i osiemnasta... No. W każdym razie ta gonitwa będzie trwała jeszcze w marcu, potem wszystko powinno powolutku zwalniać.
Z tych wyżej wymienionych powodów jestem szczęśliwa, także chyba nie jest źle. :) I musiałam to napisać, bo najczęściej w internecie tylko narzekam. Miła odmiana.
Buziaki. :*

Jestem wdzięczna za każdy komentarz.

24 komentarze:

  1. Co za piękny opis rozpaczy, bezradności i wielu innych negatywnych uczuć! Przypomina mi to idealny opis depresji. Właśnie tak wyobrażam sobie ludzi, którzy z jakichś powodów przestali dostrzegać sens życia - jako roboty, kukiełki, które każdego dnia wykonują szereg rutynowych czynności, żyją dla samego życia, nie zastanawiając się nad tym po co i czy w ogóle jest sens, bo przecież dla nich tak właściwie żadnego sensu nie ma.
    No i jeszcze to porównanie życia do teatru. Rzeczywiście czasem można się poczuć jedynie jak marionetka na scenie. Siedzi się gdzieś i patrzy na coś, tak naprawdę nic nie widząc i nie czerpiąc z tej czynności żadnej przyjemności, bo po prostu tego wymagają od nas inni, bo taki jest scenariusz, bo trzeba grać, żeby nie zostać zepchniętym ze sceny.
    Główna bohaterka zachowuje się, jakby już była na wpół martwa. Wydaje mi się, że lepsze od beznamiętnego egzystowania są te ataki złości, bo przynajmniej skłaniają ją do jakiejś reakcji. Dziewczyna powinna sobie znaleźć jakieś zajęcie, coś, co zacznie sprawiać jej przyjemność. Jakieś hobby, regularne uprawianie sportu? Cokolwiek, co sprawi, że przestanie aż tyle rozmyślać, bo tak naprawdę to właśnie nadmierne myślenie jest często powodem złego humoru.
    I o co chodzi z tym drastycznym rozwiązaniem? Cokolwiek planuje tata Zuzy, zabrzmiało to bardzo tajemniczo. Podoba mi się, że rodzice dziewczyny tak bardzo się nią przejmują. Widać, że naprawdę im na niej zależy i że bardzo ją kochają.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis przeżyć Zuzy był wprost przecudny. Pięknie oddałaś jej otumanienie, otępienie, marazm. Jej zmysły zdawały się być przytępione niczym po silnych tabletkach, Dobrze jednak wiem, że są to oznaki jej depresji wywołanej traumatycznym zdarzeniem. Takie stany są naprawdę dziwne. Ja czasem kocham chwile, w których nie czuję absolutnie nic, ponieważ zdaję się być wolna od wszystkiego. Czasem jednak stany beznamiętności raczej zdają się mnie więzić, dusić, przytłaczać. A współautorka "Antequam vadam" - Whoever - kocha swoje "stany bez uczuć". Aczkolwiek nie wyobrażam sobie, jak bardzo cierpi osoba, która zmaga się z nimi przez cały czas. Bardzo podoba mi się umieszczenie w tym rozdziale motywu Vanitas oraz elementy monologów wewnętrznych Zuzy.
    Co do samobójstwa... Ludzie uważają tych, którzy odebrali sobie życie za tchórzy. Nie wiedzą jednak, ile samozaparcia i siły woli wymaga skoczenie z mostu, podcięcie żył czy połknięcie tabletek. Instynkt samozachowawczy jest niezmiernie silny... Właśnie dlatego samobójstwo NIGDY nie wynika z jednego zdarzenia. Ból kumuluje się w człowieku latami, a do śmierci prowadzi coś, co przelało czarę goryczy...
    Cieszę się, że rodzice Zuzy tak bardzo przejmują się jej stanem. Jak widać, szczerze ją kochają. Mam wrażenie, że Andrzej miał na myśli przeprowadzkę. Z jednej strony wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Z drugiej jednak szczerze wątpię w jej skuteczność...
    Nie dziwi mnie, że Ewa obawia się zemsty zbrodniarza. Nie ma to jak dziurawy system prawny, w którym oprawca ma większe prawa niż ofiara...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że obie zwróciłyście uwagę na ten opis uczuć, samej mi się dostatecznie podoba, a to już sukces. :)

      Usuń
  3. Nie spodziewałam się takiego przesunięcia w czasie. Myślałam, że w kolejnym rozdziale spotkam się z opisem sytuacji zaraz po gwałcie. Jednakże, dłużej myśląc, przyznaję, że zabieg jest genialny.
    Podobnie jak opis przeżyć bohaterki i wejścia tak głęboko w to, co czuje i jak postrzega otaczający ją świat. A końcówka już całkiem kapitalna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznałam to za niepotrzebne i trochę przeskoczyłam w czasie, rozdrabnianie się zajęłoby jakieś dwa rozdziały, które praktycznie nie miałyby żadnej akcji, a tak... Trochę to wszystko ruszy, opis uczuć też jest, tylko w nieco innej formie. :)

      Usuń
  4. Świetnie opisałaś emocje Zuzy. to co się stało na pewno bardzo ją zmieniło i załamało nerwowo. Twój zabieg wyszedł Ci naprawdę wspaniale. naprawdę żal mi tej dziewczyny. ma zmarnowane życie. no chyba, że rodzice naprawdę się postarają i zmienią swoje życie. ja proponuje im przeprowadzkę na drugi koniec kraju!
    Pozdrawiam i mam nadzieje, że pojawisz się szybciej!

    OdpowiedzUsuń
  5. "Podobnie jak nie zrobiła niczego, by wyrwać się z otępienia i marazmu. Po prostu żyła, a raczej egzystowała, czekając na jakikolwiek zwrot w lepszym kierunku." - To chyba najgorsze co można zrobić czyli nie robić kompletnie nic.
    "Miała się zabić? Jak, kiedy, czym? Była przecież pieprzonym tchórzem, nie potrafiła." - och jak ja to znam. I to jest jeden z tych naprawdę nielicznych przypadków gdy bycie tchórzem nie jest czymś uwłaczającym...
    Ciekawie się robi, chcą ją przenieść do innego miasta, do innej szkoły... Zobaczymy jak to się potoczy. Faktycznie krótko i faktycznie po długim czasie ale trudno. Poczekamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Krótko, więc trudno się rozpisać. Nie dziwię się, że Zuza się załamała. Ale dobrze, że ma chociaż oparcie w rodzicach, że oni przejmują się jej uczuciami i pragną jej pomóc. Ona pewnie jeszcze tego nie widzi, ale kiedyś im podziękuje ;).
    Takie otępienie, aż mnie opuściła cała energia :P.

    "tocząc monologi z samą sobą" - trochę mi zgrzyta to "toczenie" zamiast "prowadzenia"
    "albo patrzę w meble" - ale że do środka? Na meble chyba :P.
    "albo zamykam swoje uszy" - wiadomo, że swoje
    "Ewa zamyśliła się." - w kontekście rozdziału (i tego, że całe opko jest z perspektywy Zuzy) jakoś bardziej by mi pasowało "Pani Ewa" ;)
    Btw dopiero teraz zauważyłam, że zaczynasz dialogi od dywizów, zamiast od pauz, to błąd ;).

    Gratulacje wygranej i tego, że tak Ci się dobrze układa w życiu, nawet wybaczę Ci tę długą przerwę :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, wmieszam się - o co ci chodzi z "zaczynasz dialogi od dywizów, zamiast od pauz, to błąd"? Zawsze wydawało mi się, że dialogi można zaczynać od cudzysłowu albo myślnika (rozumiem że ty nazywasz to "dywizem"?). Jeszcze nigdy nie spotkałem się z zaczynaniem dialogu od spacji...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Dobra, już tłumaczę ;). Zacznę od wyjaśnienia pojęcia "dywiz", bo widzę, że Wikipedia gryzie:
      Dywiz, czyli łącznik – znak pisarski oznaczony znakiem "-" w postaci krótkiej poziomej kreski (krótszej od pauzy i półpauzy) uniesionej ponad podstawową linią pisma. Ma szerokie i bardzo różnorodne zastosowanie. (za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dywiz)
      Myślnik to potoczne określenie pauzy, więc oczywiście w tym względzie masz rację.
      Dywiz i pauza różnią się funkcją, więcej można przeczytać tutaj, w punkcie 3.: http://pomackamy.blogspot.com/p/necronomicon.html ;).
      Jeśli zaś chodzi o zaczynanie dialogów od cudzysłowów, to w języku polskim jest to niepoprawne (nie wiem, czy w jakimś innym języku jest to dopuszczalne, ale np. w angielskim dialogi oddziela się apostrofami).
      A już na pewno nikt nie pisze od rozpoczynania dialogu od spacji, nie wiem, skąd to wziąłeś :P.
      Pozdrowienia ;)

      Usuń
    3. Wygląda na to, że zaszło nieporozumienie. Dla mnie od zawsze spacja była pauzą stąd gdy przeczytałem "Btw dopiero teraz zauważyłam, że zaczynasz dialogi od dywizów, zamiast od pauz, to błąd" zrozumiałem, że mówiłaś o spacji. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa
      Pozdrawiam raz jeszcze

      Usuń
    4. Dobra, nie wiem, od czego zacząć. Człowieka kilka dni w blogosferze nie ma i wypada Z rytmu. :)
      Poprawiłam to, co mi wypisałaś i ślicznie Ci dziękuję, zawsze mogę na Ciebie liczyć w tej kwestii, jesteś szalenie dokładna. Co zaś się tyczy dywizów... Wiem o tym, no ale kurczę, Word zawsze wstawia mi je zamiast myślników i naprawdę okropnie mi się nie chce tego wszystkiego zamieniać... No ale jeśli to aż tak razi, no to okej... O BOŻE, JAK MI SIĘ NIE CHCE.
      Dziękuję Wam obojgu. Dobrze mieć takich czytelników.

      Usuń
    5. @Marcin, teraz do mnie dotarło, że faktycznie spacja może być również pauzą :D.

      @Dafne, Word faktycznie z automatu wstawia dywizy, ale możesz jednym kliknięciem zamienić wszystkie - po prostu wciśnij ctrl+h na klawiaturze i wpisz, żeby dywizy zamienił na pauzy ;).

      Usuń
    6. Zmieniłam, chodziło mi już o okno blogowe, ale dałam radę.

      Usuń
  7. Jak zwykle świetnie ci wyszło. Też trochę najpierw się zdziwiłam, że zrobiłaś taki przeskok w czasie, ale prawdę mówiąc, to tylko dodaje uroku i jest znacznie ciekawiej. Mam niedosyt, ale o to chodzi, przynajmniej czekam z niecierpliwością na kolejną część. Oby tak dalej!
    G.

    OdpowiedzUsuń
  8. Condawiramurs18 marca 2014 23:09

    Pierwsza częśc mi się podobała, była nietuzinkowo pokazana; tak niby obok, ale jednocześnie wewnątrz głowy Zuzy, ciekawa perspektywa... dziewczyna kompletnie nie wie, co się wokół niej dzieje,wątpięl,by wiedziała, ile czsu minęło, nie może znaleźć nic, co by ją ucieszyło...Myślę,że jej ojciec ma rację, ale wątpię, czy przeprowadzka do innego miejsca,o czymzapewne mysli, dała od razu wielką rpzemianę... Trochę żaluję że tak szybko przeskoczyłaś z akcją i że nie wiemy,jak złapali tego drania (jakoś wątpię, by Zuzia w tym stanie powiedziała...?), ale własćiwie chyba jeszcze nie doszliśmy do punktu kulminacyjnego, a może o tym opowiesz w przyszłości? w każdym razie myślę, że on faktycznie będzie się mścić. Rozmowa rodziców była w pewnym momencie trochę sztuczna, taka... wyadała mi siętrochę podobna do niezbyt głębokich amerykańskich nibydramatów.Ale później naprawiłaś sytuację, dodając opis i samą koncówkę rozmowy.Pierwsza część, jak mowiłam, genialna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nie sądzę, by ta rozmowa była sztuczna. Dla nas się taka wydaje, bo nie byliśmy przed taką postawieni. Ale przy poważnych tematach nie da się mówić bardziej "luźno". Taka jest moja opinia.
      Dziękuję.

      Usuń
    2. Tak,ale to brzmiało troche jak nauczone role.. Ale luźniej faktycznie nie mogłoby byc. Zapraszam do mnie na nowość zapiski-condawiramurs

      Usuń
  9. Ach, marazm... przeżyłam to ostatnio. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dobrze opisałaś ten stan... nic przyjemnego...
    Wybacz, że komentuje dopiero teraz - i u mnie wiele się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Połykamy brzydkie opisy tego, co działo się po gwałcie i przenosimy się do meritum: Co teraz będzie z Zuzą?
    Sądzę, że od tego momentu zacznie się właściwe opowiadanie. Nowe miejsce, nieważne czy szkoła, czy miasto, ale jednak nowe. Zatem nawiążą się świeżutkie znajomości, czysta karta i wiele możliwości. Tylko szkoda, że Zuzie trudno będzie je wykorzystać po tym, co przeszła i należy się modlić o to, by wszystkie zmiany choć trochę poskutkowały.

    Wybacz, że tak krótko, ale sama postanowiłam przetrząsnąć wszystkie swoje wypociny i wycisnąć z nich to, co najlepsze, więc na dzień dzisiejszy po prostu przyrastam do klawiatury i trochę plączą mi się już palce :)
    Mimo to czekam na kolejną porcję, mam nadzieję, że odrobinkę bardziej optymistyczną :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No, w końcu się zmobilizowałam do przeczytania i skomentowania rozdziału.
    Pierwsza część boska, naprawdę mi się podobała.
    Drugiej za to - moim zdaniem, oczywiście - brakuje głębszego wtrącenia się narratora, mało opisu.
    Ale jestem pod wrażeniem pierwszej, więc nie będę za długo narzekać XD
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam i życzę Weny,
    Farfadeta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też druga część średnio się podoba, ale wydaje mi się, że jest to tak widoczne przez kontrast z tą pierwszą... W wolnej chwili być może coś z tym pokombinuję.
      Dziękować. :*

      Usuń
  12. Wiem, ze mnie zabijesz :C Wybacz, że tak późno, ale sama wiesz, jaki mam teraz kierat :< Nieźle przyspieszyłaś akcję, co z jednej strony mi się podobało, a z drugiej nie, chociaż jednak skłaniam się do pochwalenia twojej decyzji. Jakbyś to rozwlekła to mogłoby być trochę nudne i ciągnełoby się jak flaki z olejem. Podzielam zdanie Farfadety, mi również w drugiej częsci czegoś brakowała, była takim ostudzeniem emocji po pierwszej, naprawde kapitalnej. Udało Ci się Nikuś. Go damn it, jak to czytałam, to aż przez chwilę poczułam się jak ta dziewczyna, co w sumie do przyjemnych doznań nie należało. Ale łezka się w oku zakręciła (wiesz jaka ja płaczka ostatnio jestem...) Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, Martusia się popłakała leciutko! Cóż za wyróżnienie!

      Usuń