Jaki jest właściwie sens mojego istnienia? Czy nie powinnam mieć w życiu
określonego celu i motywacji, która uparcie pchałaby mnie do przodu? Mam tylko
naukę i związane z nią plany, ale to nie jest to, dla czego byłabym zdolna
wstawać z euforią każdego dnia. Czy egzystencja bez tych elementów w ogóle ma
realne prawa bytu? Żyję, fakt. Przecież oddycham, poruszam się, jem, piję,
codziennie wstaję i idę do szkoły. Czuję jednak, że wszystko wymyka mi się spod
kontroli. Robię to mechanicznie, jak robot – bo tak trzeba. Uśmiecham się. Zdarza się, że ktoś lub coś mnie rozbawi i wprawi w dobry humor. To
jednak chwilowe. Chcę się uśmiechnąć choć raz do swoich myśli, bo powstaną w
nich twarze cudownych osób. Chcę poczuć smak szczęścia. Chcę korzystać z
młodości. Chcę stanąć wśród zieleni, zachłysnąć się pięknem tego świata i
wykrzyczeć w nicość, że kocham życie. Czy proszę o zbyt wiele?
Przechowuję w głowie całe mnóstwo wspomnień. Nie, nie są miłe. Pamiętam
wszystkich fałszywych ludzi, którzy prędzej czy później pokazywali swoją
prawdziwą twarz. Znam ten schemat. Ogromna radość i uniesienie, absolutna
pewność, że tym razem będzie inaczej. I faktycznie, jest. Do czasu. Potem
pozostaje płacz, niewyobrażalny smutek, dogłębne poczucie samotności, a także
całkowita strata wiary w ludzi. Nic dziwnego, że jestem nieufna. Zraniono mnie
tyle razy, że nie potrafię już uwierzyć w czyjąś bezinteresowność. Nie
zacieśniam już kontaktów z żadnymi ludźmi. Boję się odrzucenia i kolejnej
porcji łez. Boję się bólu, jednocześnie pragnąc przyjaźni. Nie umiem tego ze
sobą pogodzić. Nie wiem, czy kiedykolwiek ponownie się otworzę.
Zaufałam tylko
Marcie. Tylko ona rozumie mnie i moją naturę. Tylko ona nie uważa mnie za
żałosną kujonkę z perspektywami, ale bez nawet cienia rozrywkowości. Wciąż
zastanawiam się, czy i ona nie zostawi mnie w pewnym trudnym momencie i nie
dołączy do nabijającej się ze mnie świty. Potem karcę się w myślach za tego
typu przypuszczenia. A później znów do mnie wracają. To błędne koło. Nie mogę
przecież ze sobą wygrać.
Reasumując, dlaczego właściwie jeszcze tutaj jestem? Pozbawiona tych wartości,
których najbardziej pożądam i które traktuję jako najważniejsze. Napełniona
goryczą i nienawiścią do ludzi. Lękliwa, bez autorytetów, planów, motywatorów.
Powinnam dawno zakończyć to bezcelowe życie. Czuję, że po prostu brak mi tej
odwagi. Może wtedy wszyscy zauważyliby swoje błędy. Człowiek ma właśnie do tego
tendencję, wiem to. Nie potrafi zauważyć swoich pomyłek, dopóki nie zabrną one za daleko. Tyle tylko, że wtedy zazwyczaj jest już za późno.
Nie wiem, czy będę potrafiła
cokolwiek zmienić. Wątpię, bym zgodziła się na propozycję przyjaciółki.
Powinnam jej słuchać, prawda? W końcu tylko ona mnie wspiera i stara się pomóc,
chociaż jestem wyjątkowo oporna na wszelkie próby pomocy.
Czuję, jak powoli uchodzi ze mnie powietrze.
Niedługo pozostanie już tylko marionetka, sznurki zostaną przerwane przez zbyt
gwałtowne pociąganie nimi. Niestety, nie przeze mnie. Ja dawno już straciłam
kontrolę.
Chcę pokochać i być kochaną. Chcę odzyskać wiarę i nadzieję.
Chcę żyć, a
nie tylko istnieć.
Zuzanna zamknęła pamiętnik, czując przypływ nagłej ochoty, by zrobić cokolwiek
pożytecznego. Wylanie z siebie myśli, przeniesienie ich na papier i zamknięcie
w notesie przypominało pewnego rodzaju katharsis. Miewała chwile, w których
nagle zaczynała wierzyć, że jest komukolwiek potrzebna. Tak naprawdę nie czuła
się dobrze w swoim domu. Z całej swojej rodziny jedynie z mamą dość dobrze się
dogadywała. Od czasu śmierci brata musiała pomagać jej w utrzymaniu tego, co
zostało z ich, niegdyś przykładnej, familii. Czasami czuła, że bez niej wszystko
dawno do końca by się posypało.
Podczas sprzątania zazwyczaj miała czas na to, by spokojnie pomyśleć. Zaczęła
prasować stertę rozrzuconych po kanapie ubrań, kiedy jej myśli nieśmiało
zahaczyły o tę sferę, w którą zazwyczaj bały się zapuszczać.
Czymże jest
miłość?
Ze smutkiem pomyślała, że nigdy w życiu tego nie doświadczyła. Nie wierzyła w to, że
ktokolwiek zdoła pokochać ją w pakiecie ze wszystkimi jej problemami i słabym
charakterem. Marta czasami opowiadała jej o swoich byłych chłopakach, ale czymś
innym było słuchanie o tym, a czymś innym doświadczenie tego. Jej miłosne
uniesienia skończyły się na nieśmiałym całusie podczas gry w butelkę. Miała
wtedy osiem lat, a jej partner ważył mniej więcej osiemdziesiąt kilogramów i
najwyraźniej często zapominał, że koszulki należy zmieniać najwyżej po kilku
dniach.
I co tak naprawdę czeka ludzi po śmierci?
Ta myśl gnębiła
ją, odkąd rok temu znalazła ciało swojego brata. Jej babcia była zagorzałą
katoliczką. To od niej Zuza nauczyła się wiary w Boga i w to, że istnieje coś
takiego jak życie pozaziemskie. Czy jednak samobójcy mogą tam trafić? Co się
teraz dzieje z jej kochanym Jasiem? Czy ktoś taki jak Bóg w ogóle istnieje?
Jeśli tak, to dlaczego na to wszystko pozwala?
Istniały dwie
sprawy, które zawsze pozostawały dla niej zagadką: miłość i Bóg. Próbowała
wierzyć swoim ideom i nigdy nie porzucać własnych poglądów, ale stopniowo
zaczął zmieniać się jej sposób myślenia. Coraz rzadziej można ją było spotkać w
kościele, za to coraz częściej klęczała w swoim pokoju ze złożonymi rękoma.
Wciąż brała do rąk romanse, a nawet poradniki miłosne i seksualne. Przerażało
ją to, co zaczynało się z nią dziać. Próbowała bronić się przed tym ze
wszystkich sił, ale chyba naprawdę potrzebowała kogoś, kto zaakceptuje ją taką,
jaka jest.
Właśnie o to
wciąż prosiła Boga, a może nicość, w której powinien być. Właśnie dlatego
modliła się co wieczór. Chociaż nawet już do końca nie wiedziała, czy Bóg istnieje.
***
– Halo, Zuza? Chodź na spacer. Czekam na skrzyżowaniu.
– Teraz, zaraz?
– Po prostu chodź.
Połączenie
zostało zakończone.
Blondynka stała z telefonem komórkowym w jednej ręce i z odkurzaczem w drugiej.
Szybko dokończyła sprzątanie, zabrała ze sobą kurtkę i wyszła na drogę.
Zdziwiło ją zachowanie jej przyjaciółki. Zazwyczaj umawiały się co najmniej
kilka godzin przed spotkaniem. Skąd Marta mogła wiedzieć, że w ogóle zastanie
dziewczynę w domu?
– No, tak – powiedziała do siebie Zuza z gorzką nutą wyczuwalną w głosie. – To chyba oczywiste. Przecież ja prawie nigdzie nie wychodzę.
Westchnęła i
ruszyła spokojnym krokiem w kierunku skrzyżowania. Gdy była już kilka metrów od
celu, zauważyła wysoką i szczupłą postać koleżanki. Problem w tym, że brunetka
nie była sama…
_____________________________________________________
Notka trochę nostalgiczna, pełna uczuć, a pozbawiona akcji. Jakoś przez to przebrniemy - muszę przybliżyć Wam złożoność charakteru Zuzy (tak, właśnie tak moja bohaterka ma na imię :)). Nutka patosu była zabiegiem celowym.
Hm, chyba faktycznie nie wychodzi mi pisanie (super, ekstra, hiper, mega) długich rozdziałów. Może więc powinnam publikować je częściej?
To w zasadzie byłoby na tyle. Dziękuję.
Jestem wdzięczna za każdy komentarz.
kochana ! nie wiem co mam napisać.. po prostu napisze krótko i dosadnie - czekam na wydanie Twojej książki ! i uwierz, będę pierwsza która ją kupi ! pisz częściej.. i prosze, dodaj szybko następną część ! * . *
OdpowiedzUsuńKesja. <3
Usuńof course ! kocham ; **
UsuńWydaje mi się że dobrze myślisz. Lepiej krótsze i częściej niż długie jeżeli się z nimi męczysz.
OdpowiedzUsuńA co do tego rozdziału masz rację mało się w nim dzieje ale jest przepełniony emocjami. Czyli typowy początek xd W pewien sposób rozumiem Zuze. Też kiedyś myślałam że jest ze mną coś nie tak bo wszystkie moje koleżanki mają chłopaków a ja nie. Miłość jednak pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. I to jest w niej piękne*.*
O dziwo z Zuzą mam wiele wspólnego; )
Pozdrawiam
''Skąd Marta mogła wiedzieć, że w ogóle zastanie dziewczynę w domu?
OdpowiedzUsuń- No, tak – powiedziała do siebie Zuza z gorzką nutą wyczuwalną w głosie. - To chyba oczywiste. Przecież ja nigdzie indziej nie wychodzę.''
to zabrzmiało trochę jakby wychodziła z domu do domu XD Też kiedyś miałam taki nostalgiczny pamiętnik, do dzisiaj się go wstydzę ;_; Takie rzeczy na ogół nie powinny widzieć światła dziennego.
Wydaje mi się, że modlenie dla samej siebie jest dużo wartościowsze niż w kościele. W kościele najważniejsze jest odsłuchanie słów pisma plus ew Komunia, a reszta zwyczajów naprawdę nie wiem skąd się bierze i przez to człowiek jest miażdżony tym patosem i nudą, że aż mu się wracać nie chce :c
w końcu nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuń"ale to nie jest to, dla czego byłabym zdolna" - spacja Ci się wkradła
"Przecież ja nigdzie indziej nie wychodzę." - to znaczy gdzie jeszcze wychodzi? :P
lubię czytać takie krótkie rozdziały - w przeciwnym razie dość długo wiszą u mnie w kolejce 'do przeczytania' :P. ale nie pogardzę, jeśli zechce Ci się publikować je częściej, zwłaszcza teraz, kiedy trzeba ogarnąć świat przedstawiony i wszystkich bohaterów :).
dobrze, że Zuza ma choć jedną dobrą przyjaciółkę :). trochę mnie rozczarowało urwanie końcówki, ale chyba dlatego, że to częsty zabieg w opkach z merysójkami :P.
w każdym razie czekam na ciąg dalszy :).
1. Jeśli nie lubisz pisać długich tasiemców to przynajmniej pisz częściej ;)
OdpowiedzUsuń2. Faktycznie, źle zrozumiałem prolog i jego łączenie się z czymkolwiek. Cóż. Nadal tu jestem więc moje niezrozumienie nie zaważyło na sprawie
3. Zuzanna ma głębokie przemyślenia. I nie są one aż tak dalekie od moich własnych. To ciekawe, zastanawiające wręcz. I to dobrze wróży na przyszłość jeśli tylko dalej utrzyma takie przemyślenia (to znaczy nie, nie mówię że powinna pisać w pamiętniku w każdym rozdziale)
4. Żadnych błędów. Podoba mi się! ;)
5. Ciekawe zakończenie. Niczym nie związane ręcę w następnym rozdziale bo nie tylko nie wiemy czy Marta jest z chłopakiem czy dziewczyną. My nawet nie wiemy czy Marta jest z jedną osobą czy większą grupą.
6. Lubię czytać to opowiadanie, bo jest kompletnie inne. Nieprzewidywalne. Na razie nie nazwałbym tego swoim ulubionym opowiadaniem ale jesteś na niezłej drodze ;)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Sprostowanie do punktu 4. - faktycznie nie zauważyłem zdania "ale to nie jest to, dla czego byłabym zdolna" na początku rozdziału (a Word też nie podkreślił tego jako błąd...). Cóż. Nadal jest to tylko jeden błąd, w dodatku pewnie przypadek
UsuńUwielbiam to, że mam tak dokładnych czytelników. :) Ten ostatni fragment faktycznie mógł zabrzmieć dwuznacznie.
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się jednak, by w zdaniu "(...) ale to nie jest to, dla czego byłabym zdolna (...)" był błąd. Spójrzcie. "To nie jest ktoś, dla kogo byłabym zdolna; to nie jest coś/to, dla czego byłabym zdolna...". Występują tutaj dwa słowa (dla czego), a nie jedno (dlaczego). Rozumiecie, o co mi chodzi? Spodziewałam się, że wystąpią wątpliwości, ale jakby się bliżej przyjrzeć - błędu nijak tutaj nie ma.
Marcinie:
1. Tak właśnie zamierzam zrobić. Jestem ostatnio zalatana.
2. Po prostu nie zawsze można skojarzyć taką sytuację z zabiegiem, o którym mówię. Miałeś prawo źle zrozumieć, po fakcie wszystko staje się jasne.
3. I nie będzie pamiętnika w każdym rozdziale, jednakże w tym wypadku aż się prosiło, by coś takiego napisać. Cieszę się, że dobrze to odbierasz.
4. Wyjaśniłam wyżej.
5. Lubię od czasu do czasu urywać rozdziały.
6. Dziękuję bardzo. :)
faktycznie, jak popatrzeć na to z drugiej strony to zdanie jest poprawne, ślepa ja :).
Usuń--
http://storyoframona.blogspot.com
Patos Ci wyszedł jak najbardziej :D
OdpowiedzUsuńI już chciałam jęczeć, że się nic nie stało, ale na samym końcu napisałaś o tych poradnikach i telefonie, a mi w głowie narodziły się setki tysięcy domysłów!
Standardowo - z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Lubię takie przemyślenia. Pomagają i mnie. :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, Zuza jest bardzo złożoną postacią, a takie chce się poznawać każdego dnia z innej (Chociaż musisz mi wybaczyć, że wpadam dopiero dzisiaj. Ani październik, ani listopad nie jest dla mnie okresem pełnym wolnego czasu. Niestety.)
czekam na kolejny rozdział!
Ściskam.
Ubolewam troszkę nad długością rozdziału, ale rozumiem, że nie każdemu wychodzą tasiemce. Sama jeszcze do niedawna miałam problem z napisaniem rozdziału dłuższego niż dwie strony, ale myślę, że ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia powinny pomóc Ci przełamać tę blokadę. A jeśli to nic nie da, to po prostu pisz - jak napisałaś - krócej, ale częściej. ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - należy raczej do tych refleksyjnych, nie ma w nich żadnej akcji ani nic. Jedyny intrygujący moment pojawia się na sam koniec, a i tak jest urwany i jego akcja została przeniesiona do następnego rozdziału, który - mam wielką nadzieję - ukaże się już niebawem. Zuza jest taką typową, zakompleksioną dziewczyną, przez co pod paroma względami przypomina mnie samą. Swego czasu również miałam niemałe problemy... z samoakceptacją. Jak napisał ktoś wyżej, nie trzeba szukać miłości na siłę, bo ona przyjdzie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. I zostanie już wtedy na dłużej. Tylko trzeba wierzyć.
Całuję,
Madem.
Wybacz, że tak późno zią, ale wiesz, ze ja kobieta silnie zapracowana;) W każdym razie, do rzeczy. Podoba mi się to, ale ta kursywa mnie prawie zabiła!!! Chcesz żebym dostała oczopląsu czy co? XD Poza tym za krótko :C Dodawaj cześcij :3 Rozdział bardzo nostalgiczny, ciekawie przedstawiłaś problem wiary bohaterki, aż sama się nad tym zaczęłam zastanawiać. Też chciałabym, by ktoś zaakceptował mnie z moimi wadami :'( Zaczęłam się z nią utożsamiać, ale uświadomiłam sobie, co potem się z nią stanie i powiedziałam O NIE ;p dodawaj prędko misia :*
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tego chcę, skąd wiedziałaś?
UsuńNiee, Zuza nie będzie do Ciebie podobna, uwierz mi. :D
Zuza ma w sobie tyle uczuć i emocji, jakie są również we mnie. Aż trudno uwierzyć, trafiłaś z tym rozdziałem idealnie. I dobrze, że krótsze będziesz robiła :)
OdpowiedzUsuńCóż mogę jeszcze powiedzieć, jak zwykle genialnie operujesz słowami, szczególnie w opisie emocji! :)
Droga Dafne,
OdpowiedzUsuńjak (bądź co bądź) dość doświadczona osoba, która pisze przeszło 7 lat, mówię Ci, że wklepywanie w internet takich miniaturek, biednych, osieroconych z akcji i jakichkolwiek zdarzeń, które pomogłyby przez nie przebrnąć, nie ma najmniejszego sensu. To nie znaczy, rzecz jasna, że masz nie przedstawiać charakteru i złożoności postaci, ale bądź, co bądź, powinnaś wpleść między rozmyślania jakąś retrospekcję lub po prostu wrzucić czasem jakiś przerywnik w postaci stłuczonej szklanki, rozlanego mleka, czy zwierzaka, wdrapującego się na kolana bohaterki i domagającego pieszczot. Poza tym, między zakończeniem pisania w pamiętniku a zaczęciem sprzątania nie ma najmniejszej wzmianki o tym, co zrobiła bohaterka, skąd dokąd poszła ani co wzięła do rąk. Opisy czynności, pokoju, wzmianka o ilości reklam w telewizji albo pogodzie, wydają się prozaiczne i pozbawione sensu, ale są jednocześnie przerywnikiem, który pomaga się oderwać od rozmyślania, jak to bohaterka jest złożona, skrzywdzona i ile potrwa opowiadanie o jej rozmyślaniu czy się zabić, czy jednak nie. Wiem, że może jestem brutalna w tym co pisze, ale uwierz, nie chcę dla Ciebie źle - zwłaszcza, że uwielbiałam Twoje miniatury prozatorskie na poprzednim blogu. Zastanawiam się tylko, gdzie się podziała ta lekkość, z jaką pisałaś tamtego bloga, bo tu jej zupełnie nie widzę.
Krótkie rozdziały wcale nie są dobre dla czytelnika. Przykładowo, właśnie 10 minut temu siadłam, żeby nadrobić poprzedni rozdział i ten obecny, pełna zapału... i więcej czasu zajmuje mi napisanie komentarza. Poza tym, zdążyłam poznać dwie bohaterki - w tym jedną ledwo maźniętą, a drugą zarysowaną, ale w nużący sposób.
Poza tym, zostaje też kwestia urywania rozdziału w momencie, który - powinien - wydawać się tajemniczo-ekscytujący. Otóż, tak nie jest, a takie zabiegi zupełnie nie przechodzą przy pisaniu rozdziałów książek (choćby tych internetowych). Jedyne, co osiągasz w takim momencie, to moją irytację, o ile nawet ją, bo tez nie zawsze.
Okej, teraz w skrócie, moje główne zarzuty:
1. Na siłę przedstawiasz złożoność bohaterki, bez żadnego tła fabularnego i żadnej akcji.
2. Piszesz zdecydowanie za krótko.
3. Jak się coś ma zacząć dziać, to urywasz i każesz czekać zdecydowanie za długo.
A tak poza tym, to złożoność Zuzy jest fajna, ale nieciekawie przedstawiona.
Popracuj nad tym, a na pewno będzie lepiej.
Czekam na następne rozdziały i obiecuję wpadać i komentować tak często, jak się tylko da :)
Pozdrawiam,
Krys (dusza-z-dymu)
Ah, zapomniałam Cię zaprosić na mojego nowego bloga - możesz pokrytykować mi trochę, ucieszę się - chwytaj-ogien.blogspot.com (Fanficion Igrzysk Śmierci).
UsuńWiesz, ja się nawet z Tobą po części zgadzam. ;) Wiem, że ten rozdział z punktu widzenia akcji nie ma praktycznie żadnego sensu, ale taki będzie ten blog. Opowiadanie ma mnie nauczyć pisania dłuższych rzeczy, więc będzie tu co krytykować. Nie wiem, czy gdzieś już to pisałam, ale Sinusoida to jeden wielki eksperyment, mający na celu wypracowanie jako takiego stylu. Będę kombinować z różnymi formami i nie każdemu przypadnie to do gustu. :) Powiedzmy, że badam grunt. A lekkość będzie, przynajmniej ja ją czułam podczas pisania, ale faktycznie - nie na początku. Ja się absolutnie nie gniewam, bo uważam że jedna taka opinia to i tak mało w porównaniu z tym, do czego się przygotowywałam. Co do urywania, zdania są podzielone. Jedni to lubią, inni nie. I nigdy nie dogodzę wszystkim, więc będzie raz tak, raz owak i tyle. Co do krótkości - już się wypowiadałam. Nie zawsze będzie aż tak krótko, ale na tasiemce bym nie liczyła.
UsuńDziękuję za krytykę, oczywiście wezmę ją pod uwagę, ale to i tak będą ciągłe doświadczenia.
A za zaproszenie również dziękuję, w wolnej chwili na pewno skorzystam.
Hm, skoro tak.
UsuńA z urywaniem to jest tak, że jak piszesz książkę, to takie coś nie ma najmniejszego sensu - można zawsze przeczytać kolejny rozdział - więc dlatego uważam to za bezcelowy zabieg.
Hm, no i w sumie tyle ode mnie.
Pozdrawiam,
Krys.
PS. Tasiemiec to pojęcie względne - dla mnie powyżej 10 stron wordowskich, a dla Ciebie?
Tak, ale ja nie aspiruję do pisania książek. ;) Ja póki co bawię się w opowiadania blogowe, gdzie taki zabieg ma już większy sens, nawet jeśli nie dla wszystkich.
UsuńNo dla mnie to "nieco" mniej.
Uważam że Gnome jest bardzo atrakcyjny
OdpowiedzUsuńHahahahahahahah, co? :D Co Ci się o Gnomie u mnie przypomniało?
UsuńWiesz co, już nie ważne. Myślałam, że jak napiszę coś takiego, to się do mnie odezwie, ponieważ nie mogłam się do niego długo dodzwonić. On ocenia u was, prawda? Na Shiibuyi? Z tamtąd wzięłam twój blog. Poznaliśmy się z Bartkiem na "bravo", a teraz mnie unika, nie wiem co robić.
UsuńNo tak, ocenia na Shiibuyi, znamy się, ale nie wiem, czy zobaczył Twój komentarz. Może nie unika, a po prostu nie ma czasu?
UsuńJeśli chcesz, napiszę do niego w tej sprawie.
Pewnie teraz pomyśli, że jestem nienormalna, ale nie dbam już o to. Chcę się z nim tylko skontaktować i wyjaśnić pewne rzeczy, więc jakbyś mogła, to powiedz, że to ja, Agnieszka.
UsuńOkeeeeej, nie ma sprawy.
UsuńJak napisałaś notka pozbawiona akcji ale coś w tym jest że nie mogę wytrzymać bez przeczytania kolejnego rozdziału ;D
OdpowiedzUsuńZatem zagadka rozwikłana!
OdpowiedzUsuńMa na imię Zuza!
Teraz już mogę spać spokojnie. Chociaż nie… Bo znalazłam jeden mankament, który wyłapałam też w poprzednim rozdziale. Dlaczego dialogi nie są opisane? Troszeczkę mnie to boli, jakoś nie lubię, kiedy w opowiadaniach komunikacja między postaciami jest tylko suchą wymianą zdań bez mimiki, bez tonu głosu… Robi się wtedy tak pusto i następuje przeładowanie dialogami.
Będę inna niż wszyscy! Krótkie rozdziały są naprawdę w porządku! Można się wtedy skupić na szczegółach. Na przykład, na skomplikowanej przeszłości Zuzy i nad rozmyślaniem, ile też taka poturbowana przez życie dziewczyna może mieć lat…
Mam cichutką nadzieję, że kolejny rozdział rozwieje moje wątpliwości :)
Czułam się, jakbym czytała o sobie... Naprawdę, to niepokojące. Świetnie piszesz. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
OdpowiedzUsuń