Co się dzieje? Dlaczego odrywam stopy od ziemi? Czyżbym była kimś więcej
niż tylko słabym, bezbronnym człowiekiem? Może w moich żyłach płynie
szlachetna, boska krew? Jak inaczej wytłumaczyć to, że wyrosły mi skrzydła? Są
takie piękne. Ogromne. Śnieżnobiałe. Szerokie. Majestatyczne.
Zostawiam to wszystko pod sobą. Gdzie podział się mój pokój? Co z tymi
mokrymi chusteczkami porozrzucanymi po podłodze? Dlaczego to wszystko tak po
prostu zniknęło? To przecież nierealne.
Co z problemami? Zaraz, jakie problemy?… Nie mam ich. Czuję się lekka.
Jedynym ciężarem są anielskie atrybuty na moich plecach. Tfu, jakim ciężarem?
Nie dźwigam przecież już żadnych zmartwień. Jestem wolna. Po raz pierwszy w
całym swoim życiu naprawdę wolna.
Jakież to fascynujące! Pode mną jest już tylko mozaika różnokolorowych
kwadracików i nici. Czym są te malutkie kropeczki rozsiane po obrazku? Czy to
ludzie? Nieważne. Ludzie to tylko ludzie. Nic więcej. Są słabi. Bezbronni.
Żałośnie mali. Psują jedynie harmonijny układ plamek, jaki jawi mi się przed
oczami. Wszystko jest takie drobne! Wszystko prócz mnie – mnie wielkiej,
potężnej i władczej.
Zupełnie jakbym przekraczała jakąś niewidzialną barierę, której jeszcze
nikomu przede mną nie udało się pokonać. Wnoszę się wyżej i wyżej, jakbym
leciała ku lepszemu, beztroskiemu życiu, o którym w głębi duszy od zawsze
marzyłam.
Dlaczego słońce razi aż tak mocno? Oślepia mnie. Burzy spokojny błękit
nieba. Nic nie widzę! A przecież byłam już tak blisko sięgnięcia samych chmur!
Czemu spadam? Czemu nie radzę sobie z oporem powietrza? Wietrzyk nie
popycha mnie już do lotu, przeciwnie. Zabiera oddech, przytłacza i kieruje ku
ziemi.
Gdzie podziały się te pierzaste obłoczki?
Gdzie to uczucie wolności i uniesienia? Zaraz, dlaczego robi mi się tak
potwornie źle? Co usiadło na moich plecach i powoduje tak ogromny ból?
Gdzie błękit? Dlaczego wszystko jest znów
szare? Czy to deszcz?
Gdzie ja jestem?... Co to?...
– Rzeczywistość, kochanie. Rzeczywistość –
szepcze mi do ucha błogość i odlatuje na moich własnych, śnieżnobiałych
skrzydłach. Niknie w oddali.
Znów zostałam sama.
Podobno upadek po osiągnięciu apogeum
szczęścia boli najbardziej. Skok uczuciowy jest wtedy największy, najbardziej
odczuwalny, po prostu bolesny. Zuza z przykrością zgodziła się z tym stwierdzeniem. Czy
żałowała, że wzięła od nowo poznanej koleżanki woreczek z proszkiem? Nie.
Zamknęła to doświadczenie w szafce z napisem „Zapomnieć. Nie wracać” i
próbowała odciąć się od tego wspomnienia. Szok, jakiego doznała, był zbyt
wielki, by pragnęła go znowu. Z ulgą przyjęła pewną niechęć do narkotyku, jaka
się w niej wykształciła. Mimo że od zawsze słuchała w szkole o tragicznych
skutkach pierwszego razu, zaryzykowała. Nie ryzykujesz, nie masz – powtarzała
sobie każdego dnia na nowo.
Potrzebowała Weroniki bardziej niż
kokainy, amfetaminy i innych specyfików, po które z łatwością mogłaby sięgnąć.
Środki odurzające może i mogły oderwać ją od niechcianych myśli i na pewien
czas poprawić jej humor, ale żaden z nich nie potrafił przecież powiedzieć, co
powinna dalej zrobić. Niekontrolowanie wybierała najprostszą z dróg – opierała
się na pomocy innych, zamiast chwycić ster we własne ręce i pokierować statkiem
na swoją odpowiedzialność. Zmieniła w sobie wiele cech, ale to jedno nie uległo zmianie – wciąż pozostawała tchórzem.
Codzienność nie była już tak szara jak
kiedyś. Niektóre czynności z powrotem nabierały kolorytu. Tak naprawdę nie
czuła się lepiej dzięki częstym zakupom, rozmowom z poznawanymi na imprezach
ludźmi czy coraz liczniejszym wypadom na miasto. Poprawę jej sytuacji
przyniosło silne poczucie niezależności, wewnętrznej siły i rosnącej samooceny.
Rzeczywistość była inna, ale Zuza wolała się oszukiwać – tak długo, jak długo
owo oszukiwanie się będzie dawało oczekiwane rezultaty.
Coraz częściej rozmawiała z matką, a ta
wydawała się być szczęśliwa z faktu, że znów ma córkę. Przymykała oczy na wszelkie
sygnały, które zaniepokoiłyby niemal każdego rodzica. Instynkt samozachowawczy
ujawniający się w postaci ciągłego wmawiania sobie fałszu był chyba cechą
rodzinną, ale sprawdzał się. Pani Ewa nie unikała już obecności własnego dziecka, zdarzało się jej nawet wrócić z pracy przed
dwudziestą pierwszą.
– Mamo, co dziś na obiad? – spytała Zuza,
schodząc ze schodów i zapinając czarną koszulę.
– Wszystko jest na gazie, poradzisz sobie.
Ja muszę wyjść.
– Nowe zlecenie?
– I masa roboty. Wybierasz się gdzieś?
– Właściwie to chciałam wyjść do kina i do
tego nowego baru. Podobno niezły.
Matka ukryła swoje niezadowolenie pod
maską, która towarzyszyła jej ostatnio częściej niż naturalny wyraz twarzy.
– Nie wracaj zbyt późno.
– Ależ oczywiście, mamusiu. – Na te słowa pani
Ewa ostentacyjnie spojrzała w sufit, po czym pocałowała córkę w czoło i wyszła.
Zuza zamieszała w
rondlu z sosem do spaghetti, myślami będąc zupełnie gdzieś indziej.
Zastanawiała się, czy zabrała ze sobą portfel. Nie zabrała. Palnęła się w czoło
i pobiegła na górę. Kiedy wracała, poczuła wibracje w kieszeni telefonu.
Przemyślałam to. Masz rację, spotkajmy się. Bądź wieczorem na GG.
Dziewczynę zamurowało. Wpatrywała się z
niedowierzaniem w ekran. Dlaczego koleżanka nagle sobie o niej przypomniała?
Czemu tak długo jej to zajęło?
Zuzia stała na środku kuchni z
komórką w dłoni. Sos na kuchence beztrosko pienił się i bulgotał.
_______________________________________________
Musicie mi wybaczyć, że tak nawalam, ale mam ostatnio dużo zajęć, a w wolnych chwilach staram się poskładać jakoś moje życie. Na drugim blogu znajdziecie mnie częściej, pisanie opowiadania wymaga większej dozy skupienia.
Jestem wdzięczna za każdy komentarz.
1. "ale to jedno w niej pozostało – wciąż pozostawała tchórzem" - pozostało-pozostawała
OdpowiedzUsuń2. "Codzienność nie była już tak szara, jak kiedyś." - bez przecinka
3. "Instynkt samozachowawczy ujawniający się w postaci ciągłego wmawiania sobie fałszu był chyba cechą rodzinną, ale sprawdzał się. Ewie zdarzało się nawet wrócić z pracy przed dwudziestą pierwszą." - nie bardzo rozumiem, jaki drugie zdanie ma związek z pierwszym i resztą akapitu :P
4. "Matka ukryła swoje niezadowolenie pod maską, która towarzyszyła jej ostatnio częściej niż naturalne grymasy." - grymas (za sjp) - wykrzywienie twarzy, zachowanie wyrażające niezadowolenie. Czy na pewno o to Ci chodziło? :P
O, jakaś nowość, Wera chce się spotkać xD. Mam nadzieję, że już w następnym rozdziale, bo czekam i czekam :D.
Nie lubię pani Ewy :P. Co to za matka, która nie zauważa / udaje, że nie zauważa tego, że coś złego dzieje się z córką? Kuźwa, ślepy by zauważył - inne ciuchy, kolor włosów, nagle zaczęła chodzić na imprezy (i to sama, bez żadnych znajomych!)... Całe jej zachowanie jest dziwne, a matka nic, tylko cieszy się, że Zuza w ogóle z nią rozmawia... Tiaaa, i na pewno jest z nią całkowicie szczera.
W sumie nie wiem, co powiedzieć o pierwszym fragmencie :P. Odlot po fecie? cracku? koksie?, ale jakiś taki dosłowny, łopatologiczny, trochę nawet patetyczny... Dziwnie mi się czytało :P. No i był taki jakiś "czysty" :P.
Ale zobacz, jak mało błędów technicznych tym razem :D. Dumnam :D.
Ach, jeszcze jedna rzecz: mama Zuzy mówi, że wszystko zostawiła na gazie, to po kiego dziewczyna włącza kuchenkę? xD
UsuńJak zwykle mnie nie zawiodłaś, hahah, dzięki wielkie! A co do punktu 3... Dodałam jedno zdanie, może teraz Ci się rozjaśni, bo to naprawdę ma związek. :D Matka jakich niemało, bo takie też się zdarzają, co same siebie oszukują, takie życie.
UsuńBo to takie połączenie patosu z normalnym stylem, bawię się jak zwykle XD Lubię ten fragment, bo taki patetyczny jest właśnie, taki kontrast się tworzy. Choć może nie pasować, no trudno ^
Ha, no widzisz! Może kiedyś wcale ich nie będzie. Jednak oko autora nie zobaczy niektórych rzeczy, które dojrzy oko obiektywne :D
Ależ nie ma sprawy (ja wiem, że to dziwne, że jestem na bieżąco, noale xD).
UsuńTak, teraz zdecydowanie lepiej, widać związek :D. Ja wiem, że tak się zdarza, dlatego właśnie jej nie lubię xD.
Wiesz, szczerze mówiąc, to zadziwiająco pasuje xD. To było tylko moje subiektywne odczucie, bo ja lubię wszelkie "brudne" fragmenty, a patos przypomina mi moje gimbazjalne twory, geez, to dopiero było straszne, brr xD. I tak mi się wcale nie kojarzyło z odlotem po dragach, ale ja się nie znam :P.
Czekam na moment, kiedy nie będzie nic do wyłapania xD. Ale chyba nie masz bety, co? W takim wypadku i tak nie ma tego dużo, Nearyh u mnie wyłapuje więcej xD.
A, no to jak tak to tym lepiej. :D Moje gimbazjalne twory są jeszcze na tym blogu, bądź co bądź licealistką jestem od dwóch miesięcy, także...
UsuńNo nie, nie mam bety. ;) Łatwiej mi wyłapywać cudze błędy niż swoje, ale to pewnie jakaś prawidłowość... Nie jest źle, nie sadzę ortów co parę linijek, najczęściej jakieś rzeczowe czy składniowe pomyłki.
Ale nie miałam zamiaru obrażać Ciebie czy coś, raczej pokazać, że piszesz lepiej niż ja w Twoim wieku xD. Dużo lepiej, serio xD. No, ale ja z epoki dinozaurów jestem, so xD.
UsuńZawsze łatwiej wyłapywać cudze, ja swoich też nie widzę, swoje się za bardzo zna :D. Dlatego jestem pełna podziwu, że u Ciebie tak dużo tych błędów nie ma ;).
Ależ wiem, nie odebrałam tego jak obrazę :D Po prostu z przerażeniem stwierdziłam, że gdy będę kończyć tego bloga, moje pierwsze rozdziały mogą wydać mi się... straszne. :D
UsuńStaram się, ale zawsze coś umknie.
Ufff, bo już się przestraszyłam :D.
UsuńNie są straszne, uwierz (nie chciałabyś widzieć moich, serio xD). No, za parę lat faktycznie trochę inaczej pewnie będziesz je odbierać, ale i tak jest bardzo dobrze ;). Ja swoje ciągle poprawiam, teraz całkowicie przerobiłam pierwszy rozdział, bo go pisałam ze dwa lata temu i doszłam do wniosku, że wyszedł koszmarek :P. To tak po ocenie Den :P
Wszystkiego u siebie nie da się zauważyć, choćbyś milion razy czytała rozdział, po prostu za bardzo powszednieje :P. A u kogoś od razu widać xD.
Heh, ja w sumie "lubię" niektóre moje opowiadania sprzed paru lat, a na inne strach patrzeć. :D Podobnie z wierszami.
UsuńDokładnie. Dobrze ujęte.
Fajnie wyszedł ten opis wrażeń po dragu. Dobrze, że nie napisałaś co to było, bo mogłaś sobie pozwolić na zupełną dowolność w opisie i nikt nie może się czepić, że coś działa tak, a nie inaczej.
OdpowiedzUsuńHeheee, niech one się wreszcie spotkają!
Hahah, przejrzałaś mój chytry plan! :D
UsuńNawet się nie dziwię rodzicom Zuzy, że nagle pozwalają jej na zbyt wiele rzeczy. Nie pochwalam tego, ale rozumiem, że cieszą się, bo ich córka powoli zaczyna żyć na nowo. Chociaż nie jestem pewna, czy pozwalanie dziewczynie na chodzenie na imprezy bez jakiegokolwiek towarzystwa jest dobrym pomysłem. Szczególnie po tym, co się wydarzyło...
OdpowiedzUsuńCiekawe, czemu Weronika nagle zmieniła zdanie. Może jej również zaczyna brakować rozmów z Zuzą? W każdym razie jestem pewna, że dziewczyna coś ukrywa, bo inaczej nie wzbraniałaby się przed spotkaniem. Mam nadzieję, że dowiem się wszystkiego już w kolejnym rozdziale!
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
b-u-n-t
Dafne! Witaj z powrotem! :-)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim fajnie znów coś przeczytać, krótko bo krótko, ale ile nowości!
Jedna uwaga, ale nie jako wytknięcie błędu. O to już zadbała Ramoncia ;-)
"opierała się na pomocy innych, zamiast chwycić ster we własne ręce i pokierować statkiem na swoją odpowiedzialność." - Taaak, bo branie narkotyków to branie steru we własne ręce. Tak bardzo odpowiedzialnie... :-P
No i Weronika! Czyżbyśmy w końcu mieli szansę dowiedzieć się kto jest po drugiej stronie ekranu? Ile on ma lat? Czy był już karany? Czy jest imigrantem? No... w każdym razie czekamy ;-)
Witam! :*
UsuńNo niestety, ludzie mają różne poglądy, skądś to przekonanie, że robią dobrze, się musi brać...
Mówiłam już, że kocham Wasze teorie spiskowe? :D
Coś o tych teoriach spiskowych już wspominałaś... ;-)
UsuńPrzy okazji, jeśli zaproszenie do Twojego drugiego bloga nadal jest otwarte, czy możesz je wysłać na mawcin@gmail.com? :-)
Haha, no wiem. :D
UsuńJasne, już wysyłam.
Pierwsza część niesamowita. Druga trochę pomieszana, na mój gust, nawiązanie do peirwszej dobre, ale potem tak trochę oderwana ta Wertonika, bo nic nie wskazywało na to, że tak długo sie nie odzywała do Zuzy, że ta za nią mocno tęskniła - szybko przeszłaś bbowiem do dalszych opisów. No i to, że z jednej strony napisałaś., że dziewczyna się boi, a z drugiej że coraz mniejj boi się życia i wychodzi do ludzi -trocję sobie zaprzeczałaś. ale z drugiej strony taka Zuza jest, i taka jest jej matka, więc może był to Twój zamiar, choc jak dla mnie trochę źle napisany. Jednak początek, jak już móiłam, pod każdym względem był majstersztykiem i chyba będę czytała go pięćdziesiąt razy, chłonąc każde slowo po kolei. Świetnie przesłanie, to zadawanie sobie pytań, ta lekkośc, ta nierealność, ta wolność... Niesamowite. Naprawdę cudownie operujesz słowem. Tylko czemu tak krótko piszesz? jestem ciekawa, jak przebiegnie rozmowa dziewczyn, czekam na cd i zapraszam na nowosć do mnie na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZuza ma w sobie bardzo dużo sprzeczności, jest niestała w uczuciach, boi się i jednocześnie uderza pewnością siebie. Trudno jest to wszystko opisać i jeśli w którymś momencie nie dałam rady to przepraszam. Przejrzę to na pewno.
UsuńNie umiem pisać długo, nie w tym opowiadaniu. I dziękuję za miłe słowa, to budujące.
Tak czytałam ten początek i od razu pomyślałam, że Zuza zasmakowała tego narkotyku na imprezie. Dobrze jednak, że uznała to za pierwszy i ostatni raz.
OdpowiedzUsuńWiadomość od Weroniki mnie zaskoczyła, choć przeczuwałam, że to nie koniec jej roli w życiu Zuzy. Nic, tylko czekać na kolejny rozdział :)
Tak więc przepraszam, że tak długo [ znowu], ale przez wizyty w szpitalu, ciągłe choroby nie miałam głowy do takich spraw.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że podczas tego spotkania wydarzy się coś mega przełomowego i to wcale nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Weronika mnie intryguje i mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko c:
Trzymaj się i weny.
Ja już mam chyba jakąś mocno zaawansowaną sklerozę, bo byłam przekonana, że skomentowałam ten rozdział xD albo go po prostu przeczytałam, bez komentarza... kit jeden wie xD W każdym razie wracam, by wyrazić swoją opinię.
OdpowiedzUsuń"Potrzebowała Weroniki bardziej niż kokainy, amfetaminy i innych specyfików" - to zdanie ewidentnie świadczy o tym, że Zuzka nie ma już wolności siebie. Utraciła ją w chwili, w której zdecydowała się robić wszystko, co nakaże jej Weronika, jakby tamta druga była bogiem lub kimkolwiek innym, równie ważnym. Obawiam się, że sytuacja ulegnie pogorszeniu, gdy dziewczyny się spotkają, choć nie ukrywam, że ze zniecierpliwieniem wyczekuję tego rozdziału. Dziwię się jednak, dlaczego Wera akurat teraz zaproponowała spotkanie, a wcześniej unikała tego tematu. To co najmniej podejrzane. Kim jest ta dziewczyna, która zdecydowała się wyciągnąć Zuzę na swój niewątpliwie oryginalny sposób z tego bagna? Bo coś mi się wydaje, że dziewczyny nie są sobie tak zupełnie obce.
Poza tym jestem mega pozytywnie zaskoczona pierwszym akapitem! Piękne opisy... szkoda tylko, że tak wspaniałe uczucie spotkało Zuzę po wzięciu narkotyki (minęła chwila, zanim przypomniałam sobie, jakie głupstwo zrobiła w poprzednim rozdziale xDD - kolejny objaw sklerozy). Na szczęście postanowiła, że już nigdy więcej nie spróbuje ćpać. Mam nadzieję, że wytrwa w tym postanowieniu.
Przepraszam Cię za tak chaotyczny komentarz, mam urywanie głowy i ledwo żyję :/
Pozdrawiam!